środa, 26 maja 2010

Się dzieje

Jasio rośnie jak na drożdżach...to taka przenośnia, bo pije na razie tylko mleko od mamy ;-)

Jeśli o mnie chodzi, to też rosnę, ale już nie tak szybko...może dlatego, że nie piję już mleka od mamy. Aha...skoro już przy temacie, to wszystkiego najlepszego mamusiu - i ta moja i mamusiu mojego syna :-))) No bo toć przecie dziś Dzień Matki, więc laurki rysować, a jak nie, to biegusiem do kwiaciarni.
A co więcej u mnie, szczególnie sportowo, w rozwinięciu niniejszej wiadomości.

A z innej beczki, to sportowo się działo przez ostatni okres troszki.
Na początku kwietnia, wygrałem Długodystansowe Mistrzostwa Polski w Radioorientacji, które odbyły się w Tczewie. Wyniki tutaj.
2 tygodnie później, w weekend 22-23.04.2010 r. startowałem w zawodach na orientację. Zdobyłem Mistrzostwo Mazowsza w Sprincie, a w klasyku pogonił mnie jedynie Marcin Krasuski. Jasiek mógł 2 razy wygrać, ale niestety 2 razy przegrał :-)))
 (fot. Piotr Siliniewicz - Silne Studio)
Majowy weekend był obfitujący w doznania sportowe. Pierwotny plan zakładał start na trasie Masters rajdu ekstremalnego Adventure Trophy (AT). Jednak nasza czwórka, znana m.in. ze zwycięskiego Zimowego Rajdu 360 Stopni w Olsztynku, czyli Asia Garlewicz, Marcin Zdziebło, Paweł Janiak i ja, postanowiliśmy się podzielić na dwie dwójki i wystartować na trasie Classic: Jasiek z Marcinem, a ja z Asią na tej samej trasie, ale w kat. Mix.
  (fot. Piotr Siliniewicz - Silne Studio)
Bazą zawodów był Arłamów, a terenem zmagań ogólnie pojęte okolice, czyli Pogórze Przemyskie, Góry Sanocko-Turczańskie, zbiornik na Solinie...i okoliczne krzaczory.
Plan okazał się na tyle skuteczny, że oba zespoły skończyły rywalizację na dwóch pierwszych miejscach na trasie Classic. Jasiek z Marcinem wygrali z czasem 33:13, a my z Asią zaliczyliśmy drugą nockę na trasie i przez to ostatni trekking nam się wydłużył i skończyliśmy rywalizację na 2 miejscu, wspólnie z zespołem Non Stop Adventure Team, z czasem 38:48.
Długo by opisywać, co się działo na trasie, bo będąc prawie 39 godzin w terenie, pokonawszy ok. 250 km na własnych nogach, na rowerze, rolkach, kajakiem, na linach...to jest o czym pisać.
 (fot. Józef Baran)
Jasiek starał się relacjonować na bieżąco na swoim blipie, a całość opisał w relacji.
  (fot. Józef Baran)
Niby się człowiek upodlił, zmęczył, a już tydzień po AT pojechałem do Czech na zawody w radioorientacji "O-Sport Cup". W dość silnej stawce Czechów i Słowaków, 2-krotnie zająłem 5 miejsce, ale niewiele zabrakło do podium. Cóż...tydzień po takim wysiłku, to i tak nieźle wypadłem.

A teraz...powódź nam się przelewa przez kraj i przez to przeszedłem na dyżury 24-godzinne, po których jest 24 h wolnego.

Brak komentarzy: