czwartek, 5 listopada 2009

Mistrzostwa Czech w Radioorientacji 2009

Po tym, jak mi niezbyt poszło w Kanadzie, wybrałem się najpierw na Litwę. Tam na Mistrzostwach Litwy, zająłem 1 i 2 miejsce, więc już trochę sobie humorek poprawiłem.
2 tygodnie później, wybraliśmy się na Mistrzostwa Czech w Radioorientacji. Jak poszukałem map tamtych terenów, to przypominały kartkę papieru, na którą nasrało stado much. Jednak tam też było "pudłowo".
Fotki z tych zawodów, są dostępne tutaj:

A co tam się działo, w rozwinięciu wiadomości.
Teren, tak jak już wspomniałem przy okazji map, był ciężki. Nie dość, że niezłe góreczki, to dodatkowo od groma skał, cała mapa nakropkowana na czarno od piaskowców. Jadąc tam, nie nastawiałem się na jakiś wielki wynik. Znając tamtą konkurencję oraz to, że ich zawody nie należą do łatwych, zadowolony byłbym, gdybym się znalazł w 6-tce.
1 dzień, to start na 3,5 MHz, czyli "konik" Czechów. Pobiegłem na miarę swoich możliwości, jednak mimo wszystko było troszkę do wyjęcia, poprzez kilka błędów.

Jak widać, już na PK1 mogłem pobiec inaczej. Jednak tak to jest, jak się cały czas w Polsce biega na słabszych nadajnikach i przyjedzie do Czech późno. Nie zdążyliśmy sprawdzić i wyskalować sprzętu. Przez to wydawało mi się, że 1-ka będzie na wcześniejszej górze. No i przez to już na dzień dobry miałem kilkanaście warstwic w nogach.
Potem kolejne 2 punkty raczej bezbłędnie, jeśli chodzi o wykonanie. Ale można je było zrobić w innej kolejności. Tzn. po 1, lepiej było pójść na 3-kę, a potem na 2-kę. Ale weź wyczuj, że 3 jest blisko, jak masz niewyskalowany odbiornik. No ale nie był to jakiś wielki błąd.
Potem 5 i 4 raczej też bez większych problemów. Cały czas wiedziałem gdzie jestem na mapie i cały czas kontrolowałem nie znalezione jeszcze PK. Przez to znałem też mniej więcej miejsce ich lokalizacji i tak dobierałem trasę biegu, aby się nie nawspinać, jak na 1-kę ;-)
Od ostatniego PK do mety dałem z siebie to co zostało. W głowie myśl, że jest dobrze, bo na 5-ce widziałem odbiegającego Kubę Omę, który startował pewnie jakieś 10' przede mną i wiedziałem już że jest OK. Dobiegając myślałem, aby jeszcze coś z siebie wykrzesać, "zadłużyć się"...spłacę to za linią mety.

Na mecie 3,5 MHz
No i udało się. Po 11 latach zostałem ponownie Mistrzem Czech.

Z Miszką - Mistrzowie Czech w seniorskich kat.

Wygrałem, ale nie było łatwo. W czołówce było ciasno, do 5 m-ca praktycznie co minutkę był kolejny zawodnik.
Tutaj można popatrzeć na wyniki.
2 dzień, to 144 MHz. Tego dnia też nie było łatwo. Teren bardzo podobny, co przy UKF-ie prognozowało niezbyt pozytywnie ;-) Jednak mimo kilku błędów udało mi się znowu stanąć na podium. Przegrałem jedynie z Karelem Fucikiem, sporo, bo aż 10', ale ze swoją kondycją tyle bym nie urwał...5' na pewno, ale więcej już byłoby ciężko.
Ciekawy był dobieg, bo od majaka, do linii mety, było ok. 900 m i to cały czas lekko w dół. Jak fajnie się biegło, widać po poniższej fotce - ja prawie fruwam :-)

Brak komentarzy: