poniedziałek, 28 grudnia 2009

O tym i o owym...

Miało być o zakończeniu sezonu, o obozie kondycyjnym w Kościelisku...ale jakoś się nie mogłem zabrać do napisania kilku słów na te tematy.
W ogóle jakoś ciężko mi się zmobilizować, aby coś tu co jakiś czas "skrobnąć". Nawet niedawno sam się złapałem na tym, że często zaglądam na blogi znajomych, chcąc przeczytać coś nowego i dziwię się, że znowu nic nowego nie napisali...aż mnie pewnego razu olśniło i się własnoręcznie sam siebie zapytałem: "A Ty?"
Tak więc, korzystając z poświątecznego lenia i braku chęci do zabrania się za coś pożytecznego z rana w pracy...piszę. Niby nic się nie dzieje, ale pisać jest o czym, bo jednak dzieje się.

Tuż przed Świętami przeprowadziliśmy się z Kasią w końcu na swoje. Nowe mieszkanko zostało przez nas osiedlone we wtorek. Na tyle dobrze nam szła przeprowadzka, że w przypływie entuzjazmu czwartkowa Wigilia odbyła się już na nowych "śmieciach". Co ciekawsze, śpi mi się tam bardzo dobrze, śmiem twierdzić, że co noc to coraz lepiej ;-)
Jeszcze pozostaje kwestia pozbierania wszystkich gratów ze starego mieszkania i posprzątania go, więc trochę roboty jeszcze nas czeka.

Z innych ciekawostek, to Kasia "puchnie" mi coraz bardziej. Dzisiaj kolejna wizyta kontrolna u pana doktora od tych spraw, ale jak na razie wszystko w porządku i nasz synek (bo kilkukrotnie na USG widać było stosowne instrumenty) rozwija się prawidłowo.

Jeśli chodzi o Święta, to tak jak się spodziewałem, śmignęły nie wiedzieć kiedy. Wigilia u nas w Zielonce w kameralnym gronie teściów, a 1 dzień Świąt w Wołominie u teściów, potem podróż do Siedlec. Tam trochę posiedzieliśmy z rodzicami, a wieczorem z braku planów udaliśmy się do Jaśków, no i pękło z gospodarzem małe co nieco. W 2 dzień, mimo lekkiego szumu w głowie, wybrałem się z rana na trening, bo wiedziałem, że jak nie teraz, to już wcale się nie zbiorę. Niby tylko 7 km, ale to lepsze niż nic. Potem obiad i popołudnie u ciotki Gośki, gdzie to zostałem przekonany do zostawienia auta, bo pomocne siostrzyczki odwiozą, więc nie miałem wyjścia...znowu %, jednak oszczędzałem się, bo na wieczór szykowała się powtórka u JanaPawła. Fotorelacja z owej wizyty jest u Jaśka na Picasie

W niedzielę też nie odpuściłem z treningiem i wybrałem się na małe co nieco, przy okazji odbierając auto. Wyszło tego raptem 10 km, ale to co trzeba wypociłem ;-)

A dziś z rana ciężko było zwlec się do roboty, ale jakoś się udało zmieścić w studenckim kwadransie, jeśli chodzi o spóźnienie. Lukałem sobie dziś na stronę "Zimowego Rajdu 360 stopni" Na początku lutego zamierzamy tam się zmierzyć z trasą długą, która to podobno liczyć będzie prawie 200 km. Tradycyjnie będą rowery, treking, ale też coś zimowego - narty biegowe i...łyżwy ;-) Wypada tam wystartować i spróbować bronić zeszłorocznego tytułu, wywalczonego w Bytowie.

Wcześniej, a dokładniej za niecałe 2 tygodnie, będę próbował znowu czegoś nowego, także zimowego - AST Winter Trophy, czyli rajd na rakietach śnieżnych. Startuję z Aśką, czyli zwycięski skład z GEZnO. Formuła podobna, ale troszkę zmodyfikowana. Tym razem też 2 etapy, ale w formie rogainingu:

Zadaniem startujących zespołów jest zdobycie jak największej ilości punktów wagowych (P) w określonym limicie czasu. Każdemu punktowi kontrolnemu (pk)  ustawionemu w terenie przypisane są odpowiednie punkty wagowe (P), co widać na mapie - im dalej od startu/mety, tym większa wartość punktów. Ilość pk i kolejność ich zaliczania każdy zespół wybiera według własnego uznania.
Aha...zapomniałem, że bazą zawodów jest schronisko na Turbaczu, czyli areną zmagań są Gorce...tylko ciekawe, czy śnieg będzie. Bo ten co był, to stopniał, ale jak patrzę za okno, to znowu biało - właśnie pada.

Się zobaczy, a tymczasem kończę. Lepiej częściej i mniej ;-)

Brak komentarzy: